Urodziłam 09 sierpnia, w 42tc, podczas drugiego dnia wywoływania (podłączają człowieka pod oksytocynę w kroplówce, kładą na porodówce i przychodzą co chwilę z nadzieją, że może rozpocznie się poród). Pierwszy tydzień spędziłam w szpitalu, do domu wypisano nas 14.08.
Dla porównania zdjęcie z 1 sierpnia, w 41tc (potem już po ubrałam tę samą bluzkę, dlatego będziecie widzieli różnicę).
Brzuch
Mogłabym pokazać to zdjęcie i utrzymywać, że tak wyglądam.
Ale to… ściema. Spłaszczenie jest wynikiem założenia pasa od mojej siostry. Założyłam go na próbę, gdy mierzyłam moje rzeczy sprzed ciąży i… równie szybko zdjęłam.
Nie!
Nie mogę w tym czymś oddychać, męczę się. Wolę naturalnie dojść do siebie. Pytałam położną o zdanie. Potwierdziła, że lepiej rzucić to w kąt, karmić dziecko, niech brzuch wystaje – trudno. Jeżeli będę szła NA BAL w ciągu tych 6 tygodni połogu – mogę na krótko ubrać pas, ale tylko wtedy. Nie mam się męczyć. Opowiedziałam o Ewce, o ćwiczeniach, o planie „skalpel” i aż się kobieta uśmiechnęła. Trzeba wyćwiczyć mięśnie, a nie je spłaszczać.
Teraz pokażę Wam prawdę. Zdejmujemy to ustrojstwo…
I w bluzce dla porównania:
– przy każdym karmieniu piję szklankę wody (min. 8 dziennie),
– pocę się strasznie, ale to znak, że woda ze mnie wychodzi,
– położna potwierdziła, że macica obkurcza się ekspresowo i karmienie sprawi, że niedługo będę jak modelka, a nawet piękniejsza
– krwawienie – skąpo, ale wszystko jest ok, mam się nie zdziwić jak wróci ze zdwojoną siłą wkrótce,
– nawał minął, nie czuję już twardości piersi, Mały ładnie wyciąga pokarm,
– sen – mam w sobie taką moc, że nie mogę spać, nosi mnie, kazałam Michałowi na mnie krzyczeć, żebym szła spać, robię tabelę z karmieniami i ze swoim snem (minimum 6h dziennie, w czasie gdy Mały śpi lub gada po swojemu z tatą), bo nie dopilnuję tego i będzie źle
– jem trochę inaczej niż wszyscy radzą, bo wg położnej mogę jeść to, co jadłam w ciąży (oczywiście minus wzdymające, alkohole, nikotyna, ostre przyprawy, cytrusy, orzechy i gazowane), kontrowersję wzbudzają wśród bliskich pomidory – ale Mały nie jest wysypany, więc jest ok i batonik Pawełek raz na 3 dni (cukier, bleh! nie wolno, ale położna pozwoliła)
Waga i wymiary
Ostatecznie w ciąży przybrałam z 67kg do 83,3kg, czyli 16,3kg.
Po tygodniu na wadze zobaczyłam ok 74kg (waga w ubraniu, bo nie zamierzam dać się zwariować).
Do wagi sprzed ciąży:
7kg
Wymiary:
brzuch – 94cm
udo – 55cm
biodra – 99cm
biust – 104cm (mega Pamela )
Naje tego tygodnia
1. NIANIA
Bez dwóch zdań. Hit. Nic dodać nic ująć.
Leży w łóżeczku, a ja słyszę w kuchni Małego, widzę kiedy się rusza, słyszę kiedy ryczy wniebogłosy. Nie biegnę do łóżeczka z wywieszonym jęzorem, rozróżniam płacz na siku, na kupę, gugloty, śmiechy i inne odgłosy.
2. PSIKACZ TANTUM ROSA
Większość pierwszego tygodnia spędziłam z szpitalu, gdzie warunki sanitarne nie pozwalały na podmywanie się za każdym razem, gdy korzysta się z toalety. Ktoś z Was, kiedyś poradził, żeby do zraszacza nalać przegotowanej wody, dodać saszetkę tantum rosa i psikać na ranę przy każdym korzystaniu z toalety.
W szkole rodzenia mówili, że to mit, woda święcona, bujda. Ale mi ta bujda pomogła utrzymać higienę w szpitalu i przynosiła uglę (TR ma działanie przeciwbólowe).
3. RĘCZNIKI PAPIEROWE 6w1 z biedry
Takie za 6,99 zł.
Ludzie, one mnie uratowały. Są wydajne. Psikamy tym u góry ze zraszacza, uśmierzamy ból i osuszamy się ręcznikiem. Alleluja i do przodu. Ręcznik ma mnóstwo zastosowań o których nie miałam pojęcia i naprawdę starczył 1 na cały pobyt w szpitalu. Ba! On jeszcze wrócił ze mną do domu i służy dalej!
4. SUSZARKA
Ile tego prania. Wszystko, co dostał Mały leci do prania, nasze ubrania, w domu nie ma przeciągów, więc ubrań schodzi od groma, Mały nie ulewa mocno, ale przebieramy go z rozsądkiem i sterta prania rośnie. Ikeo, dziękuję za tę suszarkę.
5. TYLKO I WYŁĄCZNIE ALWAYS
No cóż. POdkłady tramwaje to swoją drogą, ale gdy już krwawienie się powoli unormuje polecam Alwaysy. Nie żadne Belle, Happy i inne Naturalsy, tylko Alwaysy. Dlaczego? Bo wszystko nas ciągnie, boli, obkurcza się na samą myśl o dziecku i te podpaski działają jak w reklamie. Chłoną, nie wysuszają, zmieniają się w żel, a nie trzymają wszystkiego na górze. Są genialne (a dla mnie to nowość, zazwyczaj używałam tamponów) na drugie, po podkładach wkładki.
6. ZIAJA DO BRZUCHA
Jaki ten kremo-muso-coś ma poślizg, jakie to jest miłe w użyciu. Ludzie! Smaruję się po brzuchu z uśmiechem na ustach przy każdej wizycie w łazience. Nie wiem, czy działa, ale humor zdecydowanie poprawia.
7. MYDŁO DLA NAS I DLA GOŚCI
Goście idą, goście idą – jeden z pałą drugi z dzidą.
I goście dotykali różnych rzeczy, dlatego zaraz po zdjęciu butów zapraszamy wszystkich do łazienki. Stoi tam mydło i ręcznik papierowy (nowe użycie!). A potem można iść do dziecka.
8. ROGAL – nowe funkcje
Do Mothercare napiszę chyba list dziękczynny. Moja poducha jest używana, kupiona za 50 zł i uważam, że jest to NAJLEPIEJ WYDANE 50 zł w moim życiu!
W ciąży spałam przy rogalu, a teraz służy on jako podpórka do karmienia, na chwilę otoczenie dla Małego, gdy np. leży i na mnie patrzy.
O rogalu i pozycjach do karmienia zrobię oddzielny wpis (ten blog chyba zmieni nazwę na dziecięcy ).
Momenty tygodnia
– po porodzie, gdy Michał spóźnił się na przecięcie pępowiny o minutę (zadzwoniłam o 14:01 do niego, o 14:10 urodziłam, wszedł na oddział minutę po) i usłyszałam jego ciepły i kochany głos, w tle płacz Pawła – było mi tak błogo i spokojnie na duszy jak nigdy w życiu
– nerwy – ja zmęczona, na ostatnich nogach czyszcząca lustro (taa…) i Michał, którego muszę instruować i mówić gdzie co jest – wydawać komendy, drażni to jedną i drugą stronę, po 24h w domu przeszło mi i jemu, ustawiliśmy porządek i system działania i jest ok, nie drzemy się na siebie, jesteśmy spokojni, co nie zmienia faktu, że po pierwszej nocy Michał zastał rano taką listę rzeczy do zrobienia natychmiast i ganiał po mieście, żeby na koniec usłyszeć, że spierniczył sprawę i kupił złą rzecz (a kupił dobrą), dałam mu w kość w tym pierwszym dniu mocno
– obraz Michała szykującego dla mnie jedzenie pt. „dieta żelaznej matki karmiącej”, poruszającego się po kuchni, biegnącego do sklepu, działającego na palnikach, parowarze, opiekaczu halogenowym, blenderze i tarce w tym samym momencie
– Gucio witający mnie w domu jakbym wróciła po długiej podróży (bo wróciłam)
Paweł
– pierwsze zdjęcie – Michał
– pierwszy filmik – Michał
– pierwsze ubranko – Michał
– pierwsza pielucha – Michał
– pierwsze beknięcie – Michał
– pierwsza kąpiel – Michał
– pierwsze pociągnięcie za włosy – Gosia
– pierwsza kupa na ubraniu – Gosia
– pierwsze siuśki na ścianie – Pani Ewa, położna
– pierwsze karmienie – Gosia
– pierwsze noszenie – Michał
Do załatwienia w tym tygodniu
– cieszyć się szczęściem we czwórkę
– kupić w Triumphie stanik do karmienia (jak to powiedziała mi Pani położna na patologii ciąży „afrykańskie piersi nie są w modzie Pani Małgosiu, proszę spać w biustonoszu”)
– spać min 6-8h dziennie, słuchać męża, mamy, siostry i Was
I na koniec coś, co sobie zażyczyłam i było na liście do kupienia. Małe kwiatki, drobne kwiatki do wazoniku na stół. Bo lubię. Ot co.