Krok po kroku w mojej kuchni.
Do miski dorzucamy 1,5 szklanki mąki.
Wsypujemy szczyptę soli.
Wsypujemy szczyptę cukru.
Wlewamy 2 łyżki oleju.
Dorzucamy pokruszoną 1/4 kostki drożdży.
Dolewamy trochę mniej niż szklankę ciepłej wody.
Zagniatamy ponad 10 minut. Do jakiego momentu?
Aż z takiej ciapy…
… zrobi się taka konsystencja ciasta (podsypujemy mąką). Zostawiamy ciasto na 30 minut, niech rośnie.
Po 30 minutach rozwałkowujemy ciasto owalnie.
Środek smarujemy sosem pomidorowym (znalazłam w lodówce sos pomidorowy z Da Grasso )
Wykładamy na sos szynkę lub wędlinę, którą lubimy (krakowska sucha rządzi!).
Na to kładziemy to, co mamy w lodówce: u mnie suszone pomidory.
Ser topiony.
Zwykły ser.
Boki kroimy w taki sposób.
Zakładamy jeden równoległobok o drugi (oryginał i moja kopia).
Następnie układamy pierożka na blaszce.
Smarujemy oliwą z oliwek (u Agnieszki było napisane mlekiem, ale nie czytałam uważnie).
Posypujemy mieszanką ziół: bazylią i oregano.
Wkładamy do piekarnika.
Przy okazji pokażę Wam w czym zmuszona jestem piec. Oto mój równolatek, niestrudzony w bojach prodziż, który wyżywił mnóstwo głodomorów. Może i nie wygląda, ale jest dla nas w tym momencie wybawieniem.
Po ok 20-30 minutach ciasto już jest upieczone.
Kroimy, nakładamy na talerze i jemy.
I jak?
– I Ty to sama upiekłaś? – dopytywał się z pełną buzią Michał.
Dodajmy do tego zapach pieczonego ciasta i pachnących ziół. Próbę z calzone uważam za bardzo udaną. Dzięki Aga!