Miasto ducha Bielucha – Chełm.
Dlaczego Chełm?
Tu się urodziłam, w tej okolicy czuję się jak u siebie. I wcale nie chodzi o mury, budynki a o ludzi. Ciężko to wyjaśnić, ale bliska mi jest gestykulacja i sposób wysławiania się miejscowych. To miejsce, skąd pochodzę i gdzie jest mi dobrze.
Zabrałam mamę z Pawłem na krótką wycieczkę po Chełmie.
Plac Łuczkowskiego
Zaparkowaliśmy w ścisłym centrum (Lubelska 8) i poszliśmy ulicą w dół na Plac Łuczkowskiego. To poniżej, to pozostałości starego ratusza (zarys fundamentów, można na nich siedzieć, ratusz spłonął, nie odbudowano go już) i zrekonstruowana studnia miejska. Podczas zwiedzania podziemi (o tym zaraz) natrafiliśmy na środek tej studni i jej historię.
Makieta dawnego Chełma i wystawa odnalezionych podczas wykopalisk przedmiotów.
Kościół Rozesłania św. Apostołów – mijamy go w drodze na deptak. Wstępujemy do środka i przecieramy oczy ze zdumienia. Trzy nawy, późny barok, piękne zdobienia (polichromia). Drewniane ołtarze, ambona i chrzcielnica w stylu rokokowym. Otwarty, można wejść i zwiedzić ten zabytek klasy zero.
Trzydziestostopniowy upał i Bieluch nadchodzi z pomocą.
Kim jest Bieluch i jaki ma związek z Chełmem?
Po odpowiedź musimy iść do Zabytkowej Kopalni Kredy.
Koszt – 12zł/osobę (Paweł za darmo). Na dole temperatura wynosi 9 stopni, ale w spodenkach nie zmarzłam, dziecko ubrałam na czas wycieczki (40 minut) w długi rękaw.
Oprowadza nas przewodnik. Podczas naszego zwiedzania byliśmy jedynymi chętnymi.
Chełm na kredzie stoi.
Po dwukilometrowym labiryncie kredowym oprowadza nas pani przewodnik. Początkowy długi korytarz nie oddaje wrażenia labiryntu, ale do czasu. Potem bez oprowadzającego można się zgubić.
Kiedyś dochodziło do zapadnięć ulic, bo mieszkańcy na dziko wykopywali labirynty w kredzie (schodzili do piwnic i kopali, po pewnym czasie miejsca zaczęły się łączyć w kredowy labirynt), a cenny materiał sprzedawali. Przerwano ten proceder, w latach 60tych XX wieku śląscy górnicy zabezpieczyli korytarze i ostatecznie wydzielono trasę turystyczną.
Co do kredy – tutejsza jest niespotykanie biała, ma aż 97% węglanu wapnia
wykorzystanie – produkcja farb, pudrów kosmetycznych, lekarstw, stosowano ją w malarstwie jako podłoże dla barwników organicznych, służyła do wyrobu pasteli oraz w ceramice i budownictwie
Skąd w Chełmie kreda?
„W okresie jurajskim ery mezozoicznej nastąpiło zalanie całej powierzchni Polski przez morze. Morze to istniało jeszcze w kolejnym okresie geologicznym – kredzie. Przez miliony lat na dnie zbiornika gromadziły się szkielety drobnych bezkręgowców, przede wszystkim otwornic, które w wyniku procesów geologicznych przekształcały się w skały wapienne. Grubość skał kredowych pod Chełmem sięga nawet 800m.”
I tak sobie zwiedzaliśmy korytarze, a tu nagle w jednej z grot/jaskiń/komór – w Komnacie Życzeń zrobiło się ciemno i naszym oczom ukazał się duch!
Przedstawił się jako Bieluch, czyli duch niedźwiedzia z herbu miasta. Powiedział, że spełni nasze życzenia, ale musimy powiedzieć wszystkim o naszym spotkaniu 🙂
Z Bieluchem związana jest miejska legenda.
„W czasie najazdu tatarskiego najeźdzcy plądrowali miasto. Poszukując chowających się ludzi weszli do jednej z jaskiń, skąd jednak po chwili wybiegli w popłochu, uciekając przed białym od kredy niedźwiedziem, ponieważ w ich wierzeniach biały niedźwiedź był istotą czczoną jak bóstwo. Mieszkańcy Chełma w dowód wdzięczności dla białego niedźwiedzia umieścili go w swym herbie.”
Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i Wieża Mariacka
Jesteśmy na terenie Sanktuarium Maryjnego na Górze Chełmskiej. Bazylika jest do września 2015 w remoncie generalnym, do tego czasu można oglądać ją tylko z zewnątrz.
Wchodzimy na pobliską dzwonnicę, czyli taras widokowy na Wieży Mariackiej w Chełmie.
Koszt – 3 zł/ osobę (Paweł za darmo)
Trafiamy na wycieczkę dzieci z przewodnikiem. Z ciekawostek – padło pytanie co znaczą księżyce na szczycie Bazyliki. Wyjaśniono, że kiedyś bazylika była cerkwią prawosławną i krzyże są pozostałością. Interpretować można je dwojako – jako kielichy lub zwycięstwo kościoła rzymskokatolickiego nad poprzednikami.
Miałam szczęście, bo mama zna doskonale te okolice i pokazała dokładnie gdzie i co się znajduje.
Nie zrobiłam zdjęcia, ale gdy będziecie u góry, zwróćcie uwagę na Ogród Różańcowy (tu po lewej stronie widać zakończenie różańca).
Głodni, schodzimy z górki i idziemy na pełen sklepików i restauracji deptak.
Zauważyłam parasole Restauracji Lwowskiej na chełmskim deptaku. W środku siedziało sporo gości.
Ale Wy tu nie jedzcie. I nawet nie chodzi o twardy kotlet, frytki na starym oleju czy za mały talerz i niewygodne ławki. Chodzi o naburmuszoną panią za ladą, ale samo naburmuszenie jeszcze bym zniosła (ostatecznie każdy może mieć gorszy dzień).
Sytuacja, która nas spotkała, wygladała następująco. Zamówiliśmy dwa obiady, wzięłam pieluchę i chusteczki z torby i z dzieckiem na ręku poszłam do restauracyjnej toalety. Zmieniłam Pawłowi pieluchę, zwinęłam ją, wrzuciłam zawiniątko do kosza, otworzyłam drzwi i tu czekała na mnie niespodzianka. Jedna z pracownic, widocznie spięta, poinformowała mnie:
– Proszę wyjąć pieluchę ze śmietnika, u nas nie ma miejsca dla pieluch.
Zgłupiałam, nie wiedziałam co mam powiedzieć, zapomniałam języka w gębie. Myślałam, że się przesłyszałam. Dziecko wybiegło z łazienki na schody, a pani stała nade mną i czekała aż wykonam jej polecenie. W głowie miałam wizję dziecka spadającego ze schodów, więc zdołałam tylko wydusić z siebie:
– To jest szczyt!
Złapałam za pieluchę (ręka w śmietniku) i pognałam za dzieckiem, które ratowali przed upadkiem inni klienci.
Nawet nie chcę komentować. Restauracja nie miała naklejki antydziecko, antywózek. Nie wiem gdzie indziej miałabym wyrzucić zużyte środki czystości i czy nad każdym korzystającym tak stoją. Może mieli awarię (śmietnika?), może byli bez humoru. Wytłumaczenia są nielogiczne, ale próbuję zrozumieć politykę Restauracji Lwowskiej. Nawet najlepsze jedzenie skreśliłoby w moich oczach takie miejsce, gdzie obsługa tak traktuje matki z dziećmi. Powinnam wyjść albo dać pani do rąk zużytą pieluchę, ale mnie zamurowało. Dzisiaj mam 100 odpowiedzi, wtedy stałam jak wryta. Świat zwariował.
Na szczęście to wydarzenie nie zdołało zatrzeć miłych wspomnień z Chełma. Pochodziliśmy jeszcze po głównych ulicach, zjedliśmy lody i udało mi się uspokoić zdenerwowane i zmęczone kilkugodzinną wycieczką dziecko. Po minucie Paweł zasnął w samochodzie.