Zapraszam na szczegółowy opis pobytu w Mikołajkach. 3 dni, rodzina 2+1, do dyspozycji auto.
W jakiej miejscowości nocowaliśmy? Jaki hotel na Mazurach wybrać dla rodziny z dzieckiem? Dlaczego akurat Mikołajki?
Szukałam miejscowości typowo mazurskiej, znanej, wypoczynkowej. Miejsca, gdzie odetchnę od miasta, nacieszę oko jeziorem, miejsca, które będzie dla nas dobrą bazą wypadową (posiadamy swój środek lokomocji). Korzystałam z booking.com i szukałam hotelu z najwyższymi ocenami gości. Gdy zobaczyłam Ach Mazury zdecydowałam niemal natychmiast. Chcę mieć taki widok z okna i mogę mieszkać w Mikołajkach. Pasuje. Na miejscu okazało się, że umieszczono nas na tzw. piętrze rodzinnym, gdzie po wyjściu z pokoju (tuż za rogiem) mieliśmy do dyspozycji pokój zabaw zaopatrzony lepiej niż niejeden żłobek.
Więcej o Ach Mazury – moja recenzja, czy ściany są cienkie, czy śniadanie jest powtarzalne, a do jeziora daleko – zapraszam TUTAJ.
Dzień pierwszy (piątek) – Mikołajki
Maj 2015, konkretnie weekend 15-18.
4 dni, 3 noce.
Gdańsk – Mikołajki, trasa zajmuje ponad 3 godziny, 300km do pokonania.
Za Mrągowem poczułam burczenie w brzuchu. Krótkie zapytanie w google i miałam odpowiedź. Jedziemy do Villa Bella Italia na obiad. TUTAJ możecie przeczytać jak było.
Po 16 trafiamy do naszej bazy – Stanicy Ach Mazury. Ten hotel reklamuje się hasłem „widok mamy w standardzie”. W duchu trzymałam kciuki, żeby to nie było jedynie hasło reklamowe.
Dostajemy klucze i idziemy zostawić nasze rzeczy.
Widok z okna na Jezioro Mikołajskie zapierał dech w piersiach (o 3:59, gdy wstawałam do płaczącego dziecka wystarczyło, że spojrzałam za okno i nabrałam sił do działania 🙂 ). To jest piękno.
Nie usiedzieliśmy długo na miejscu, wypożyczyliśmy rowery i ruszyliśmy na objazd Mikołajek.
Co robić w Mikołajkach z dzieckiem – o tym poczytacie tutaj.
Dzień drugi (sobota) – Śniardwy rejs, Kosewo PAN, Sterławki Wielkie, Giżycko
Dzień drugi to szybkie śniadanie, spacer do Hotelu Mikołajki (hotel na wodzie) i rejs po jeziorze Śniardwy.
Na statku spotykamy panią Marię, przewodniczkę z Gdańska (pozdrawiam!), która przedstawia nam zalety okolicy. Odradza Kadzidłowo (Park Dzikich Zwierząt), poleca stację badawczą PAN w Kosewie Górnym. Słuchamy jej uważnie i notujemy w pamięci polecane miejsca.
I tak trafiamy do Stacji Badawczej Kosewo PAN, Instytutu Parazytologii (badają pasożyty). Przez ponad godzinę chodziliśmy po wielkich wybiegach dla jeleniowatych i obserwowaliśmy je z daleka, a wycieczkę zakończyliśmy w Muzeum Poroża (nikt tu nikogo nie zabija, poroża zrzucane są co roku, a wypchany okaz na ścianie padł ze starości – słowa pracownika PAN).
Tutaj znajdziecie więcej zdjęć z tego miejsca.
Karolina polecała Sterławki Wielkie i zajazd Biały Młyn. Wstąpiliśmy tam na obiad. Tak się złożyło, że wieś jest po drodze do Giżycka, do którego zmierzaliśmy. Rosół i barszcz z kołdunami, do tego litewskie placki ziemniaczane dla mnie.
Czy smakowało i co polecam wybrać z menu w Białym Młynie – TUTAJ.
Jedziemy do Giżycka!
Z Ekomariną w Giżycku jestem związana przez poprzednią pracę, chciałam obejrzeć, co tam Piotrek zmontował. Przyznam, że jestem pod wrażeniem. Ale od początku.
Najpierw wjechaliśmy na wieżę ciśnień (koszt 10zł od osoby), wypilismy kawę w tamtejszej kawiarni (widok na jezioro Niegocin, ceny ok), zeszliśmy schodami na dół, potem obejrzeliśmy działanie mechanizmu związanego z mostem obrotowym, Paweł poskakał na placu zabaw i podjechaliśmy zobaczyć Ekomarinę. Ale pobliska kładka piesza przyćmiła wszystko. Genialny pomysł! Co za świetny spacer.
Zmęczeni wróciliśmy do Mikołajek o 19.
Dzień trzeci (niedziela) – Galindia, Zamek w Rynie,
Sterławki Wielkie, kopiec Orło, Mikołajki
Rano śniadanie i przejazd 6km w kierunku miejscowości Iznota. Szukamy grodu plemienia Galindów. Obowiązują 10zł „wizy” (za osobę).
Galindia – opis ze strony hotelu:
Galindia, kraina historycznego plemienia Galindów, położona na półwyspie u ujścia rzeki Krutyni do Jeziora Bełdany. Obejmuje obszar około 20 ha w centrum Puszczy Piskiej na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego. Okolice Iznoty od V wieku p.n.e. do XIII zamieszkiwały plemiona Galindów, o których pisali kronikarze rzymscy m.in. Tacyt i Ptolemeusz. Przez Galindię przebiegał szlak bursztynowy, którym przewożono na południe i zachód niezwykle cenny bursztyn.
Oglądamy 20minutowy film o plemieniu, wierzeniach i przeszłości. Następnie schodzimy do podziemi (piwnica stylizowana na jaskinię), a na końcu chodzimy po sporym terenie zielonym, gdzie co chwilę wydaje się, że jesteśmy obserwowani. A to za sprawą drewnianych rzeźb, na które natrafiamy wszędzie. Niestety nie ma przewodników, potem spotykamy grupę, która bawi się doskonale z ucharakteryzowanymi na Galindów przewodnikami. Szkoda, że się nie załapaliśmy. To jest całkiem inna jakość zwiedzania.
Jedziemy do miejscowości Ryn, na tamtejszy zamek, gdzie o 13:00 w każdą niedzielę odbywa się wycieczka z przewodnikiem (10zł/osobę, lepiej wcześniej to sprawdzić, bez przewodnika słabo). Wchodzimy na dziedziniec i obchodzimy wszystkie skrzydła. Przewodnik straszy duchem Anny (żony księcia Witolda, wedle legenddy została zamurowana z dwójką dzieci na zamku, brr), my się nie boimy.
Tutaj więcej zdjęć dwóch zamków, które zwiedziliśmy.
Na obiad jedziemy znowu do Sterławek Wielkich (cepeliny i pierogi z jagodami!). Teraz to dopiero się porządnie najadłam za wszystkie czasy!
Po drodze Michał zjeżdża do starego kopca obronnego w miejscowości Orło. Oto ta góra ziemi (i ja na niej). Spojrzałam przed siebie, a tam taki widok. WOW!
Około 17 jesteśmy w Mikołajkach, ruszamy na spacer po miejscowości i szukamy placu zabaw.
Dzień czwarty (poniedziałek) – wyjazd, w drodze powrotnej zamek i Molo w Ostródzie
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Jemy śniadanie, pakujemy się, machamy Mikołajkom na pożegnanie i ruszamy do domu. Po drodze mijamy rozkopany Olsztyn (pierwotnie chciałam się zatrzymać, ale korki mnie zniechęciły), dziecko budzi się po 1,5godzinnej drzemce tuż przed Ostródą. Dobrze się składa, idziemy na zamek (niestety poniedziałki – nieczynne), obchodzimy się smakiem, idziemy zobaczyć Molo i podziwiać Jezioro Drwęckie. Kończymy (jakżeby inaczej) na pobliskim placu zabaw.
Te trzy dni były bardzo aktywne, był moment zwątpienia, kiedy chcieliśmy się położyć i zasnąć, ale mała czarna działa cuda. Trzeba znaleźć w sobie siłę, żeby temu młodemu człowiekowi pokazywać uroki Polski. Mój drugi raz na Mazurach oceniam bardzo dobrze. Najadłam się, wyspałam, wypoczęłam, odetchnęłam od miasta, nasyciłam spojrzenie pięknem jezior. Tylko teraz pojawiło się w mojej głowie pytanie: gdzie następny wyjazd? I kiedy? 🙂 + i kto go zasponsoruje 😉