Gdy u Agaty zobaczyłam to zdjęcie zakochałam się w tym widoku i na chwilę odjęło mi mowę. Popodziwiałam przez chwilę piękno tych kanapek i zapomniałam o nich. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Dzisiaj cały dzień miałam ochotę na coś szybkiego do przegryzienia. Wzięłam z domu portfel i wyszłam z mocnym postanowieniem kupienia: kebabu (niee, niedobre mięso), pizzy (nie dam rady zjeść), pierogów (ile można jeść gotowe pierogi!), wróciłam do własnej kuchni z takimi produktami.
A dlaczego?
Bo siedziało we mnie przez cały czas to zdjęcie, a mózg mówił: jeść, jeść, jeść!
Do zrobienia kanapki z mięsem (prawie jak hamburger ) potrzeba:
bułek, sosu czosnkowego (próbuję wykończyć ten z proszku knorra i wtedy będę stosować sos: jogurt naturalny + czosnek), indyk w plastrach (nie wiedziałam, ze to produkują Morliny), rukola i suszone pomidory.
Dla ciekawych:
Mięso polałam kilkoma ml oliwy z oliwek, posypałam przyprawą gyros i listkami tymianku.
Nie marynowałam, tylko od razu wrzuciłam na patelnię.
Wybrałam patelnię do grillowania i za Waszymi radami smażyłam bez oleju, bardzo powoli na małym ogniu. Miały powstać rowki (nie powstały, ma ktoś pomysł dlaczego?).
Smażymy, smażymy.
Bułki kroimy na pół
Składamy kanapki. Mięso. Sos czosnkowy.
Suszone pomidory z dziadkiem.
Rukola.
Kanapka wygląda tak apetycznie, że nie ma na nią mocnych, po prostu trzeba spróbować!
Oto dowód Robiłam zdjęcia i jadłam ją z apetytem.
I jak?
Lepsze niż niejeden kebab! I jak to pachnie! A rukola jak smakuje. Bajka! I coś czuję, że wiem, co zjemy jutro na śniadanie