Michał wraca do domu, zmęczony po boksie. Wnosi zakupy do kuchni, dostrzega na talerzu zimne kotlety mielone, sięga po jednego, próbuje i pyta:
– Czego Ty dodałaś do tych kotletów? Takie czerwone coś.
(je dalej, już drugiego, widocznie coś czerwone smakuje )
– A co czujesz?
– Nie wiem, rodzynki?
– Blisko, żurawinę.
– Hmmm. Żurawinę? Nawet dobre.
Przed Wami „nawet dobre” kotlety mielone z żurawiną
Pomysł pochodzi z kartki z kalendarza. Przepis sobie, a ja sobie. W połowie robienia kotletów (mieszania) zorientowałam się, że nie przeczytałam tego, co mam robić i zrobiłam po swojemu
Mielone (powinno być z indyka, u mnie jest nie wiem z czego, bo mama mi je wrzuciła do zamrażarki) wrzucamy do miski.
Żurawinę namaczamy w gorącej wodzie i po 5-10 minutach dodajemy do mięsa mielonego.
Dodałam płatki owsiane (zamiast otrębów).
Jedno jajko.
Natkę pietruszki kroimy jak nam się podoba.
Dodajemy do mięsa.
Kroimy cebulę drobno. Dodajemy do miski z mięsem.
Mieszamy. Przyprawiamy pieprzem i solą i czym nam się podoba.
Robimy kulki z mieszanki. W przepisie była wskazówka, żeby zapiekać kotlety. Ja część zapiekłam…
a część wrzuciłam na patelnię (na olej) i podsmażyłam.
Jak wyszły?
Nawet ciekawy smak, dzisiaj znowu mam w lodówce mielone i chyba ponownie dodam do nich żurawinę.