Mleko modyfikowane a uczucia mamy

Już wiem o co chodzi mamom, które muszą przestawić dziecko z karmienia piersią na mm.

Nie chodzi o utratę wygody (bo karmienie piersią jest wygodne, można zawsze i wszędzie), o przepadnięcie dobroczynnego pokarmu (ochrona przed chorobami) matki, ale o… utratę tej wyjątkowej bliskości mama-dziecko.

Dzisiaj, gdy usłyszałam propozycję Pani doktor, żeby przejść na specjalne mm (dla alergików), na próbę, na 2 dni i obserwować dziecko, zgodziłam się (no logiczne!). Ale potem w samochodzie ogarnął mnie smutek (buzia w podkówkę, cisza, łzy pod powiekami – tak, wiem irracjonalne, ale tak było).

Co myślałam w drodze powrotnej?
Że właśnie wymyka mi się z rąk ta niepowtarzalna relacja z moim dzieckiem. Nie potrafię tego opisać, ale podczas karmienia czuję się wyjątkowo, taka spełniona, przepełnia mnie moc (chyba oksytocyna tak działa?). I ciężko tak nagle, nawet na dwa dni, przestawić się na to, że teraz każdy może mojego syna nakarmić i przejąć moją rolę.

I może to głupie przemyślenia i odczucia, bo mam nadzieję, że wrócę do karmienia piersią za 2 dni (padła propozycja, żeby stosować mm i mój pokarm wymiennie, w zależności od wyników badań), a mój osesek nie odrzuci mojego pokarmu (który notabene tak łatwo nie leci jak z butelki), ale i tak w pierwszym odruchu smuteczek był.

I nareszcie zrozumiałam, o co mamom tak naprawdę z tym mlekiem modyfikowanym chodzi (dodam, że serce mi się krajało, gdy uspokajałam syna, a on odwrócił się do mojej piersi i próbował ją złapać, ciężkie te pierwsze razy z mm).