No dobrze, drugi. Tak naprawdę pierwszy z zakwasu mi nie wyszedł, sama nie wiem dlaczego. Po tamtej porażce porzuciłam próby pieczenia chlebów/bułek/pieczywa na długi czas.
Pomyślałam, że jak już robić, to coś innego, ciekawego. Przepis na chleb mam z polecanej przez Was strony Przepis na chleb. Jest drożdżowy, nauczona doświadczeniem zakwas omijam szerokim łukiem.
Jak wyszło?
Wyszło, wyszło. Teraz, rano, dopatrzyłam się jakiegoś tam niedopieczenia/zakalcowatości na dole, ale nie wpływa to na walory smakowe.
Jak robić?
20 g świeżych drożdży + 200 g maślanki naturalnej + ½ łyżeczki cukru – rozmieszać w misce, rozpuścić drożdże
400 g mąki pszennej np. typ 480 lub 550 + 50 g płatków owsianych górskich + 1 łyżeczka soli + 100 g sera typu feta + pęczek koperku + pęczek natki pietruszki + pęczek szczypioru (nieduży) lub innych ulubionych ziół (bazylia, oregano, tymianek)
miska z drożdzami + miska z suchymi i ziołami + 150 g letniej wody
10 minut zagniatać sumiennie
odstawić na godzinę/do podwojenia objętości ciasta
Wyrosło, to włożyć do formy.
Znowu ma urosnąć/podwoić swoją objętość. U mnie nic takiego się nie działo, a ja cierpliwością nie grzeszę, więc włożyłam ciasto do piekarnika.
200 stopni
30-40 minut
I?
Jestem zadowolona. Wyszło, wyrosło. Mogłam potrzymać jeszcze trochę (zalecane 10 minut) bez formy w piekarniku pod koniec. Mogłam uderzać i słuchać, czy jest głuchy odgłos od dołu. Mogłam być cierplisza i pewnie wyrósłby do końca. Za drugim razem fetę, która się zgubiła, dodam pod koniec, do wyrobionego ciasta. Pachnie jak almette, szczypiorku nie czuć, jest jakby całością z ciastem drożdżowym.