Niby dla Pawła, ale znając nas to będzie bardziej dla Małgosi i Michałka ( ) niż dla dziecka. Bo śliwki w dżemo-musie smakują o niebo lepiej. Nie są tak kwaśne (podpadł mi warzywniak, prosiłam już kilka razy o słodkie śliwki, a Ci mi kwaskowate dawali).
A jak robiłam?
Owoce bez pestek wrzuciłam do garnka (kilogram, więcej nie miałam). Dolałam 50ml wody „na rozruch” i zagotowałam – z 30-40 minut (pod koniec gotowania dałam łyżkę cukru, nie spróbowałam i nie wiem czy słodkie byłoby bez tej łyżki, ale chyba tak). Na koniec zblendowałam wszystko razem (skórkę i miąższ). Pomieszałam wszystko. Wlałam mus do słoików po gerberkowych obiadach (wątpliwej jakości zakrętki daly radę, zassały!). Poustawiałam moje 3 dumne słoiki na ścierce w garnku, zalałam wodą do połowy i gotowałam 20 minut. Potem spędziły noc do góry dnem i teraz cieszą oczy.
Pytanie do znawców. To co zrobiłam to dżem? Coś jeszcze jest tak łatwe i polecacie zrobić teraz, gdy są dostępne warzywa i owoce (pyta laik, ja antyprzetworowa jestem, jakoś nie widziałam sensu do tej pory, ale skoro to tak dobre wychodzi, to chcę jeszcze!)?