Nie będę ściemniać. Przepis nie jest mój. Jest stąd. Przepisałam do kajecika przepis i … trochę żałuję. Ale o tym na końcu.
Kupić w sklepie trzeba/ mieć w domu trzeba:
– dynię,
– twaróg,
– sok pomarańczowy,
– imbir,
– miód,
– składniki na naleśniki.
Naleśniki robiłam ze swojego nieśmiertelnego przepisu (michałowego przepisu): 1 jajko, 1 szkl. mąki, 1 szkl. wody. Koniec.
Dynię…
… należy obrać, pokroić i podgotować/ wrzucić do parowaru (potem i tak robimy z tego puree, więc po prostu ma być bardzo miękkie)
Przygotowujemy syrop:
Sok pomarańczowy wlewamy do garnuszka, dodajemy miód i imbir. Zagotowujemy aż zgęstnieje.
Twaróg łączymy z dynią (powstaje pomarańczowa mazia z białymi twarogowymi kropkami)
O taka mazia:
Mazią smarujemy naleśniki.
I teraz są dwie szkoły – można położyć naleśniki na talerzu i polać syropem, albo położyć wszystko na patelnię i polać nim.
Druga opcja:
Na talerzu wygląda to tak:
I krótkie słowo ode mnie:
Michałowi smakowało, upajał się doznaniami smakowymi tak naprawdę, dziękował, wychwalał naleśniki.
A ja? Przypomniałam sobie, że … nie lubię twarogu I żeby osłodzić sobie życie posypałam swoją porcję górą cukru, bo mało słodkie było.