Oglądałam dzisiaj materiał w DDTVN o powikłaniach poszczepiennych u pewnego chłopca. I co jak co, ale zawsze po szczepieniu lekarz kazał przez pół godziny czekać w poradni i obserwować dziecko. Mówił z jakimi objawami jechać szybko do szpitala. Tak słuchałam tamtej historii i kolkujące dziecko nagle po szczepieniu przespało 12h, było inne, jakieś ospałe, osowiałe. Nie mnie oceniać rodziców, ale przecież gdy widzimy, że dziecko jest w jakimś odmiennym stanie i coś nam nie pasuje, to nie odpuszczamy. Niech nas/rodziców lekarze mają za przewrażliwionych, ale żądajmy dokładnego zbadania.
Denerwuje mnie też to, że sprawy z powikłaniami poszczepiennymi nie są przejrzyste. Przecież ze zgłaszaniem nie powinno być problemu. Dlaczego lekarze nie chcą zgłaszać takich przypadków? Skąd ta burza? Panie w studiu obwiniały koncerny.
Usiadłam, wysłuchałam rozmowy do końca. Doktorka poddała w wątpliwość szczepionki podawane tuż po urodzeniu. Co mi nie pasowało, to to, że nie było drugiej strony. Kogoś z NFZ, kogoś, kto ustala harmonogram szczepień i ma wiedzę dlaczego akurat takie a nie inne podaje się dzieciom.
Zwykły człowiek głupieje. Zgadzam się na szczepionki, nie chcę, żeby moje dziecko miało powikłania, ale jeżeli cokolwiek będzie się działo, chcę uzyskać pomoc i żądam, aby to było przejrzyste i zrozumiałe dla mnie. Póki co nie jest.