Ręka do góry, kto lubi truskawki i sok pomarańczowy! Ja podniosę nawet dwie.
Dzisiaj na śniadanie odtworzyłam propozycję Jacka (tak przy okazji wczorajszej dyskusji o yt):
Podstawa to jajka.
Kolejny krok to dwie miski. W jednej ubijamy dwa białka na sztywno. W drugiej do żółtek dosypujemy 2 łyżki cukru i 1 łyżkę mąki.
Składniki mieszamy ze sobą w jednej misce.
Na 2 patelniach rozpuszczamy masło. Na jedną wylewamy masę jajeczną. Na drugą wrzucamy kilka pokrojonych truskawek.
Dosypujemy cukru (na oko).
I tu sekret sosu – sok z połowy pomarańczy wyciśnięty wprost na truskawki.
Trzymajcie truskawki na ogniu krótko, bo się rozgotują.
Omlet przewracamy i kilka sekund trzymamy na drugiej stronie.
Wykładamy omlet na talerz.
Składanie jest proste.
I na koniec sypiemy cukrem pudrem (wersja w młynku jest o niebo lepsza niż w worku), bo przecież mało słodkie będzie, prawda?
I jak?
Dawno nie jadłam śniadania na słodko. Przypomniałam sobie za co lubię omlety. A truskawki? Trzymajcie je krótko na ogniu, bo się rozpływają (ale to nie przeszkadzało w smaku, jedynie nie mogłam złapać ładnego ujęcia owoców) w pomarańczowym sosie.