Rzadko pieczemy ciasta. Głównie dlatego, że nie mamy piekarnika i osprzętu niezbędnego do stworzenia tego typu wypieków.
W święta zaryzykowaliśmy. Znalazłam przepis u Zosi i po raz pierwszy WYSZEDŁ nam (Michałowi) sernik!
Robiliśmy go zgodnie z przepisem z zalinkowanego bloga. Nie wierzyłam, że wyjdzie, dlatego nie ma krok po kroku
– nie wiedziałam, że trzeba kupować specjalny, gotowy i zmielony ser do serników, kupiliśmy zwykły w kostkach i Michał długo walczył blenderem (wcześniej mikserem), żeby zmienić grudkowatą konsystencję w bardziej kremową
– nie daliśmy skórki z limonki
– następnym razem dodamy rodzynki
– okazało się, że opiekacz halogenowy dał radę i piekliśmy ciasto w normalnym czasie i nakazanej temperaturze
I wyszło!
Na stole wielkanocnym wyglądał wyśmienicie i tak samo smakował.
Może dla Was ciasta to normalka, ale dla mnie to, że cokolwiek nam wyszło w piekarnikopodobnych urządzeniach, to małe święto.