Po wczorajszym seansie powiadam:
*Artysta to świetny film i bezapelacyjnie zasłużył na 5 Oscarów.*
Film mnie pozytywnie zaskoczył, bo:
– spodziewałam się, że fabuła traktująca o zmierzchu kina niemego i nastaniu epoki dźwięku będzie patetyczna i nie do wytrzymania (jak to? przez cały film będą tylko ganiać i pokazywać pantomima-show? a ja mam siedzieć i podziwiać? łeee).
Artysta okazał się filmem lekkim i miłym w odbiorze, przystępnym, nie silącym się na „film o filmie” i wielkie dzieło (czyt. czytaczka.pinger.pl/m/10931596/hugo-i-jego-wynalazek)
– uwielbiam filmy z psami i nie mogłam wyjść niezadowolona z seansu. Pewnie zorientowaliście się, że Jack Russell terriery nie są moją ulubioną rasą (cocker spaniel ruleeez! ), ale Uggie dosłownie staje na głowie, żeby dobrze wypaść w roli najlepszego przyjaciela człowieka
– uroda Peppy Miller (aktorka Berenice Bejo) – mój typ kobiety, brunetka o pięknym uśmiechu i przenikliwym spojrzeniu!
– muzyka – obejrzyjcie ten film chociażby dla muzyki. No ludzie. Ten film dostał za muzykę następujące nagrody (od najnowszej): Oscar, Złoty Glob, BAFTA i Cezar – wszystkie komisje i ja raczej się nie mylimy Muzyka była genialna i w 100% zastąpiła głosy postaci. Kształtowała nastroje widzów, nadawała tempa historii i była tajną bronią tego filmu.
*I na koniec moje narzekania w postaci „plaskaczy”* :
– *Plaskacz nr 1* trafia do Pana, który siedział koło mnie, siorbał colę z kubeczka i nie mógł pogodzić się z tym, że doszedł do dna,
– *Plaskacz nr 2* trafia do dziewczyny, której dwukrotnie (siedziała koło mnie) dzwonił telefon w ekscytujących momentach filmu i nie wpadła na to, żeby wyciszyć głos,
– *Plaskacz nr 3 trafia do chamskiej publiczności, która siorbała, chrupała i nie potrafiła się zachować. Jak idziecie na film niemy to na Boga zamknijcie się ludzie, bo słychać Was, a Wasze zachowanie przeszkadza tym, którzy nie chodzą do kina, żeby nażreć się popcornu i napić coli, a w trakcie seansu wyłazić do WC.*