Wracaliśmy z urzędu miasta. Sami, ja i Michał. Coś mi nie grało, było jakoś dziwnie. Krótka analiza i mam to. Szliśmy obok siebie, a nasze dłonie były splecione.
– Pamiętasz kiedy ostatnio szliśmy za rękę i byliśmy sami?
– Nie.
– Przed urodzeniem dziecka.
Bo po porodzie to tylko pod rękę, gdy jedno pchało wózek, potem spacer to gonitwa za dzieckiem i okoliczności jakoś nam nie sprzyjały.
Trzymałam jego rękę w swojej dłoni i pomyślałam, że bardzo brakowało mi tego mocnego uścisku i ciepła przeznaczonego tylko dla mnie.