Wakacje u cioci Ewy (tej od pysznych śledzi). Gosia licealistka siedziała w jej kuchni i przyglądała się wielkiej misce surówki.
Pocięte składniki aż błyszczały. Ciocia chyba zauważyła mój wzrok i powiedziała:
– Nałóż sobie surówki z pekinki. Dobra jest.
Niechętnie (ja przecież nie lubię!), ale spełniłam jej prośbę. Z grzeczności, żeby nie urazić cioci, zjadłam troszkę i po chwili wylizywałam talerz.
– Ciosiu, czego Ty tu dodałaś?
Gdy zostanie końcówka pekinki robi się surówkę z resztek. Sekretem jest koperek i oliwa (u mnie olej lniany).
Składniki
- kapusta pekińska – pokrojona drobno, ile tam nam zostało z główki
- marchew – 1
- koperek – im więcej (do połowy pęczka), tym lepiej
- ogórek – pół szklarniowego
- oliwa – 2 łyżki (u mnie olej lniany)
- sól, pieprz – dla chętnych, do smaku
Wszystkie składniki pokroić, przyprawić, polać oliwą, wymieszać i jeść.
I jak?
Podobno jest to hit wesel. Nie wiem, co w tej surówce jest takiego, że mi tak smakuje. Przecież to normalny miks warzyw, a mogłabym jeść i jeść.
Ps. W nawiązaniu do tytułu.
Zawsze miałam problem z kapustą pekińską. Jest jej dużo i nigdy nie byłam w stanie zużyć całości (zawsze ostatecznie lądowała po jakimś czasie w koszu). Teraz się uparłam, że nie będę wyrzucać i z tej zalegającej w lodówce pekinki zrobiłam:
1. Surówkę Cioci Ewy
2. Wieprzowinę słodko-kwaśną
3. Białą kiełbasę w cieście francuskim
4. Białą kiełbasę zawijaną w kapustę
Planowane to nie było, tak się śmiesznie złożyło.