Może nie wygląda dobrze, ale smakuje.
Pochodzenie przepisu
Czytamy etykiety – pieczony sos pomidorowo-śliwkowy
Składniki
- pomidory – 6 sztuk
- śliwki – kilka, 4
- czosnek – 2 ząbki
- zioła – tymianek, pół łyżeczki
- pieprz sól – szczypta x2
- miód – nie dałam, łyżeczka
- olej/oliwa – do polania pomidorów i śliwek
- mielona wołowina – 200g
Krok po kroku w mojej kuchni
Pomidory (u mnie odmiana Lima, nie zdejmowałam skóry z pomidorów, bo wiedziałam, że jest cienka i mi nie przeszkadza podczas miksowania) pokroić na pół.

Śliwki podobnie jak pomidory – na pół (pestki usunąć).
Pomidory i śliwki włożyć w naczyniu żaroodpornym.
Polać pomidory i śliwki 2 łyżkami oleju/oliwy.
Dorzucić 2 ząbki czosnku z łupiną, zioła, sól i pieprz.
Piec 25 minut w 200 stopniach C.
Wyjąć czosnek z łupinek (będzie miękki, bardzo smaczny w tym momencie, traci ostrość). Zblendować zawartość naczynia żaroodpornego. Potem jeszcze raz – pieprz, sól i miód.
Zmieloną wołowinę wrzuciłam na łyżeczkę oleju i podsmażyłam.
Dolałam do mięsa pomidorowo-śliwkowego sosu (jeszcze na tym etapie on jakoś wyglądał).
Ale to co tu się stało i gdzie się podział kolor sosu, to tego nie jestem w stanie wyjaśnić.
I jak?
Podałam z makaronem, a że wyglądało obrzydliwie, to dla zabicia bólu serca (chyba jednak wygląd potrawy jest dla mnie istotny), otworzyłam różowe wino do kolacji. Wołowina zmieniła kolor sosu śliwkowo-pomidorowego na tak nieatrakcyjny wizualnie jak to tylko możliwe. Danie dobre. Jeżeli chodzi o sos, to śliwki aż tak bardzo nie czuć, czuć zmieniony sos pomidorowy, słodką nutkę. Kończę, bo nie mogę patrzeć na poniższą breję. Jeszcze nocne zdjęcia, gorzej się nie dało. Ale zjadłam i było… smaczne (tylko że z zamkniętymi oczami).