W weekend zupełnie nie wiedziałam, co zrobić na obiad. Zajrzałam do swojego koszyka z przepisami i wyjęłam trzy ciekawe, wydrukowane/wyrwane/zachowane kiedyś przepisy…
(śledzący mnie na instagramie widzieli te rozterki )
Sędzia wybrał Kwestię Smaku, sos boloński z indykiem + makaron.
Zgromadziłam składniki:
seler naciowy, marchew, pasatta, indyk zmielony, cebula i makaron + oliwa
Działamy!
<=Na patelni, na oliwie pokrojona łodyga selera naciowego, marchew i cebula podsmażone przez kilka minut
obok wrzucone mięso
smażone obok siebie przez 5 minut
mieszamy część warzywną z częścią mięsną i trzymamy razem 2 minuty
+600ml bulionu
+250ml passaty
+sól + pieprz + łyżeczka cukru
1,5h na ogniu (u mnie godzina na małym ogniu)
zapiekanka
na dno makaron (wiecie, jeżeli macie piekarniki, nie podgotowujcie wcześniej makaronu, ja podgotowałam, bo nie ufam do końca prodziżowi)
na makaron sos boloński
15 minut 180 stopni
pod koniec posypać serem (u mnie parmezan)
I jak?
Pomimo tego, że muszelkowaty makaron nie stał się „jednością” z sosem (wypływał, zresztą widać na zdjęciach, makaron sobie, sos sobie, trzeba było napełnić suchy/nie podgotowany wstępnie makaron sosem i potem zalać resztą i to zapiec), to danie smakowało. Jakoś sceptycznie podchodziłam do drobiu, ale zupełnie niepotrzebnie. Godzina na patelni i mięso połączyło się z pomidorami w całość. Szkoda, że nie udało się z makaronem, ale już niedługo przyjdzie mój piekarnik i będę mogła zapiekać normalnie, a nie szacować ryzyka przed robieniem czegokolwiek.
W skali szkolnej 4+/6.