Pojechałam do Mai z pomysłem wspólnego robienia brzoskwiniowca.
Przepis miałyśmy stąd.
Robi się/ czeka na zastygnięcie sera i galaretki długo, więc zaczynamy.
foty robiłam telefonem w nocy, w ciemnej kuchni, stąd spadek jakości
Na dno wykładamy biszkopty.
Maja kroi owoce jak jej się podoba (kilka połówek brzoskwiń zostaje do zanurzenia w warstwie galaretkowej).
Babcia miesza mikserem:
owoce od Majki
+ 1 kg twarogu
+ jedna galaretka brzoskwiniowa rozpuszczona w małej ilości wrzątku – to ostudzone
+ rozpuszczona łyżeczka żelatyny w małej ilości gorącej wody – to ostudzone/nie gorące
+ kilka łyżek cukru (z tego, co się orientuję, my nie dałyśmy cukru wcale)
Wylewamy twarogowy środek na biszkopty i wkładamy do lodówki na długo (czekałam od 17 do 19).
Szykujemy galaretkę.
1 galaretka brzoskwiniowa + 375 ml wrzącej wody
odstawiamy, żeby ostygła
Na warstwę serową wykładamy resztę owoców i zalewamy zimną galaretkę (jeżeli wylejecie ciepłą galaretkę spłynie na dół, wiem co mówię ).
czekamy aż galaterka zastygnie i jemy.
I jak?
Łatwy przepis, robi się szybko, ale czeka długo, więc dobrze byłoby rozplanować robienie na dwa dni. Dzieciaki, jak widać, mogą kroić, mieszać, robić samodzielnie „ciasto”. W skali szkolnej deser 4/6. Dlaczego nie 5? Bo nie do końca odpowiada mi/Małgorzacie, tak duża ilość twarogu w deserach. Dzieciaki dawaly 6 – zarówno Paweł, jak i Majka. Wnioskuję po minach podczas konsumpcji.