Czytam i widzę, że są dwie szkoły związane z budzeniem na karmienie dzienne i nocne.
1. Szpitalna i poradnikowa
Dziecko ma dostawać pokarm co 3h. I koniec kropka, budzimy je delikatnie (smyramy po policzku, mówimy do niego cicho).
2. Życiowa
Sen dziecka to rzecz święta, podczas snu dziecko rośnie. Niech się wyśpi, bo wtedy i my śpimy (alleluja!) i nie mamy poszatkowanej nocy. Nie wyglądamy jak zombie.
Minusem życiowej teorii jest to, że potem może się okazać, że:
– dziecko może nie przybrać tyle ile trzeba, trzeba dokarmiać MM,
– może niebezpiecznie spaść poziom cukru u dziecka,
– senność moze być niby związana z żółtaczką,
– jeżeli w nocy nie zje (a niby pokarm nocny jest najlepszy?), t odbije sobie w dzień i będzie wisiał na piersi dłuuugo.
Powiem tak. Nastawiam sobie budzik co 4 h od ostatniego karmienia i budzę Małego (o ile wcześniej sam mnie nie zbudzi płaczem głodomorem), ale widzę, że mógłby spać dalej. I nie wiem, czy ryzykować wprowadzenie teorii życiowej, nie chcę eksperymentować na własnym dziecku, skoro szpitalne zalecenia były takie a nie inne.
Nie przeszkadza mi poszatkowana noc i dzień, w ciąży budziłam się co chwilę i przywykłam, dlatego nie wiem, czy jest sens próbować przeciągać te nocne godziny.