Zainspirowana blogiem serialowej Anki z Przepisu na życie postanowiłam zrobić ciasto pomarańczowe. W tym celu pierwszy raz w życiu gotowałam pomarańcze.
Wyszło bardzo dobre, mokre, nie za słodkie, nie za gorzkie. Akuratne jako przekąska, gdy chce się „czegoś słodkiego”
Najpierw przez godzinę gotowałam pomarańcze. Jak sprawdzić, czy można już wyjąć pomarańcze i zacząć robić ciasto? W komentarzach na ww. blogu wyczytałam, żeby spróbować wbić w owoce słomkę i gdy wejdzie bez oporów można zaczynać robić ciasto
Ugotowane owoce kroimy na 4 części i miksujemy w blenderze.
Potrzebujemy 6 jajek. Oddzielamy białka od żółtek.
Do żółtek dodajemy
szklankę cukru pudru
i łyżeczkę olejku (powinien być pomarańczowy, ale miałam tylko cytrynowy).
Miksujemy.
Dodajemy łyżeczkę proszku do pieczenia.
Migdały (dałam 1,5 szklanki migdałów) rozdrabniamy w blenderze i dodajemy do miski z żółtkami.
Do miski z żółtkami *dodajemy zmiksowane pomarańcze*.
Ubijamy pianę z 6 białek.
I delikatnie mieszamy pianę z breją owocowo-orzechową.
Przygotowujemy formę (smarujemy masłem i wysypujemy bułkę tartą na foremkę).
I wlewamy ciasto.
Wkładamy do piekarnika na 60 minut, temperatura ok. 180 st. C.
Gotowe!
Poszłam na łatwiznę i kupiłam gotowy krem do posmarowania z wierzchu i po bokach.
I wyszło tak:
Kroimy i jemy Mniam!