Obejrzałam ostatnio piloty 4 seriali, które wybrał dla mnie Michał.
Był wśród nich odcinek:
i zdecydowałam, że dam szansę Happy Endings.
Dziewczyna rzuca faceta przed ołtarzem i obojgu po rozstaniu pomagają przyjaciele. Jak to grupa dzielą się na wspierających jedną ze stron i na tym tle dochodzi do zabawnych sytuacji.
Muszę przyznać, ze serial wciąga dopiero pod koniec drugiego sezonu. Poznajemy bliżej głupiutką Penny, bezrobotnego geja Maxa, perfekcyjną siostrę, ciemnoskórego męża siostry i parę prawie małżonków. Przyzwyczajamy się do ich przywar i śmiejemy obserwując przygody. Serial kończy się nagle, bez zapowiedzi, nie ma klamry spinającej fabułę (chyba nie spodziewali się zawieszenia produkcji).
Do czego bym porównała Happy Endings?
Bazuje na Friends, trochę jak New Girl. Grupa charakterystycznych przyjaciół i ich przygody. Śmiałam się tak naprawdę dopiero w 3 sezonie. Niestety gdy już ich polubiłam, zaakceptowałam i zaczęłam naprawdę oglądać – sezon się skończył a wraz z nim cały serial. Buuu.