W maju tamtego roku rozmawiałam na gg z Kasią. Coś się zgadałyśmy o jedzeniu i wkleiła mi ten link przyznając, że wychodzi z tego naprawdę pyszny obiad. Rzuciłam okiem na przepis i już wtedy wiedziałam, co zjemy w pierwszy dzień świąt. Indyka ze śliwką.
I jak mi wyszło?
Mięso z indyka kroimy tak jak lubimy.
Zasypujemy majerankiem.
Przyprawiamy.
Polewamy 3 łyżkami oliwy.
Mieszamy.
Do naczynia żaroodpornego wlewamy kapkę oliwy.
Na to wykładamy plasterki jabłek (u mnie dwa owoce).
Na jabłka wrzucamy kilkanaście suchych śliwek.
Na górę wykładamy mięso.
Pieczemy. U mnie ok. 180 stopni. I wystarczyło 60 minut.
Po zakończeniu pieczenia danie wyglądało tak. Wyjmujemy mięso na bok.
A jabłka i śliwki miksujemy (końcówką miażdżącą od blendera). W prosty sposób tworzymy sos do obiadu.
I jemy.
I jak?
Autorka przepisu napisała, że wymyśliła to pod wpływem chwili. Bardzo żałuję, że skończyła blogować, bo jeżeli wszystkie jej przepisy są tak dobre jak połączenie indyka z sosem śliwkowo-jabłkowym, to naprawdę ukłony. Szukam na tym blogu kolejnej perełki. Pyszne danie i już zdążyło być u nas powtórzone.