Kolejny dzień z potrawami z woka:
Poniższe danie pochodzi ze s. 13, nazwa „Kurczak teriyaki”, ale u mnie zabrakło składników (wino mirin), żebym odważyła się je tak nazwać. Groszku cukrowego w warzywniaku nie mieli, zastanowiłam się chwilę i włożyłam do koszyka seler naciowy – zielone i chrupie? Zgadza się! Może wyjdzie i będzie smakować.
Składniki:
4 łyżki oliwy, 4 łyżki jasnego sosu sojowego, 2 łyżki miodu, 2 ząbki czosnku, 2,5cm imbiru, łyżeczka zmielonych ziaren gorczycy, 2 piersi z kurczaka, 125g czegoś zielonego (u nich groszek, u mnie seler naciowy), 125g pędów bambusa, 3 dymki, 2 łyżeczki mąki kukurydzianej rozprowadzone w łyżce wody (moja inicjatywa, coby zagęścić sos i połączyć danie w jedność)
Do miski wlewamy 4 łyżki oliwy,
4 łyżki sosu sojowego,
2 łyżki miodu,
2-3 ząbki czosnku (posiekane),
2,5cm posiekanego imbiru,
łyżeczka zmielonych ziaren gorczycy (mieliłam w blenderze).
Wszystko razem mieszamy (tutaj można wg autorów dodać łyżkę wina mirin, u mnie brak).
Kurczaka kroimy w paski i dodajemy do marynaty.
Wszystko razem mieszamy i wkładamy do lodówki na 1-2h.
Po 2 godzinach rozgrzewamy wok i smażymy mięso przez 5 minut, aż zacznie zmieniać kolor.
3 dymki kroimy.
Dymki pokrojone, kroimy też seler naciowy drobno.
Szykujemy pędy bambusa, żeby zaraz je dodać.
Dodajemy do mięsa seler, pędy bambusa i dymki.
Wszysto mieszamy przez 2 minuty na ogniu.
I tu niby już koniec, można jeść. Nie pasowało mi to, że składniki nie są z sobą związane. W łyżce zimnej wody rozprowadziłam 2 łyżeczki mąki kukurydzianej i dodałam to do woka.
Wygląda to tak:
Jadłam z makaronem.
I jak?
Jak tak dalej pójdzie, to przerobię tutaj całą książeczkę wydawnictwa Olesiejuk.
Wyszło dobre, chrupiące, sycące. Smaczne! Polubiłam ponownie mojego woka.