Michał zapytał, co w tym sosie było nowego. Podobno jeszcze nigdy żaden sos tak dobrze nie wyszedł.
Pochodzenie przepisu
Składniki
- polędwica wieprzowa – jedna mała
- sos hoisin – 3 łyżki (kupiłam w Biedronce)
- mąka kukurydziana – 2 łyżki (dałam mąkę ziemniaczaną)
- olej sezamowy – łyżeczka (dałam olej z orzeszków ziemnych)
- olej zwykły – 3 łyżki
- sos sojowy – 2 łyżki
- wino ryżowe – łyżka (nie miałam, nie dałam)
- ocet ryżowy – łyżka
- cukier brązowy – łyżeczka
- sól – szczypta
Mięso pokroić w paski.
W naczyniu umieścić mięso. Dodać:
- sos hoisin – 3 łyżki
- mąka kukurydziana – 2 łyżki (dałam mąkę ziemniaczaną)
Wymieszać.
Nie doczytałam i dodałam w tym momencie olej do smażenia (3 łyżki).
W naczyniu wymieszać:
- sos sojowy – 2 łyżki
- wino ryżowe – łyżka (nie miałam, nie dałam)
- ocet ryżowy – łyżka
- cukier brązowy – łyżeczka
- sól – szczypta
Podsmażyć mięso na patelni (na tych 3 łyżkach oleju, ja już nie dodawałam), ciągle mieszać.
Przepis mówił:
„Wyjąć je z patelni, osączyć i potrzymać w cieple. Do gorącego oleju wlać przyrządzony sos, krótko go zagotować i doprawić olejem sezamowym. Mięso włożyć do sosu i na dużym ogniu jeszcze przez 1 min. podsmażać.”
Nie chciało mi się zdejmować mięsa. Zalałam je sosem (wcześniej przygotowanym), rozprowadziłam sos (natychmiast zgęstniał). Na koniec wlałam łyżeczkę oleju z orzechów ziemnych. Zdjęłam z ognia.
I jak?
Żałowałam, że nie mam w domu orzechów nerkowca, bo ten sos jest blisko mojego idealnego sosu z Lee’s Chinese (polecam kurczaka z orzechami nerkowca z makaronem ryżowym <3). Wyszedł słodki, równomiernie oblepił polędwiczki, mięso było soczyste, smażone krótko i intensywnie. Nie powiem, żeby smak zwalił mnie z nóg, ale Michał nie był w stanie opisać, jak bardzo ta propozycja przypadła mu do gustu. Jeszcze będę kombinowała z sosem hoisin, to pewne.