Przygoda ze scones (po polsku to babeczki jedzone na gorąco z masłem/dżemem) zaczęła się od komentarza http://mrssteed.pinger.pl/ pod jednym z moich wpisów, a brzmiał on tak:
„Boskie. Kocham Nigelle glownie za scones, ale to tez wyprobuje na bank.”
Scones? Co to? Nie znam, nie jadłam. Szukam przepisu. Postawiłam oczywiście na Nigellę, przepis podstawowy.
mąka, cukier puder, masło, mleko, sól – chyba prościej nie można
robiłam, zagniatałam, cięłam jak oszalała nożem (i ładnie się składniki łączyły, nie powiem, bajka), już nawet się do opiekacza modliłam
niestety scony nie rosły, nie chciały współpracować
Po drugim nieudanym wypieku postanowiłam poczytać o tych trudnych babeczkach.
Okazuje się, że to nie przepis (podejrzewałam brak jakiegoś składnika lub błąd w moim tłumaczeniu, no ewentualnie przeoczenie, bo omiatałam tekst wzrokiem, gdy Paweł się bawił z boku i było to, nie ukrywam, dość pobieżne) był przyczyną braku powodzenia w pieczeniu scones/skonów ( ).
Okazało się, że to ciasto trzeba wyrabiać w pewien określony sposób.
Twórca najpierw masło rozgniata z mąką na malutkie kulki, a potem robi z ciasta placek i wycina babeczki. Doczytałam w komentarzach u blogerek kulinarnych, że wycinać się powinno rzeczą z ostrymi krawędziami, że są specjalne foremki do wypieku sconów. Robiłam identycznie jak pan na filmie (tyle co mogłam) i… ponowna porażka. Trudno. Prześpię się i spróbuję z innym przepisem. Widocznie podstawowy to dla mnie zbyt wielka magia
Wybór padł (ze względu na liczbę komentarzy, ich wydźwięk „wyszło mi” i obecność jajek z proszkiem do pieczenia) na mojewypieki.com.
Nauczona na potrójnej porażce już wiedziałam, jak dokładnie trzeba wyrabiać masło z suchymi produktami i poradziłam sobie tym razem o niebo lepiej.
Porównanie z rana:
Trzy zakalce Nigelli i wyrośnięty scone/baba z Moich Wypieków.
400 g mąki pszennej + 3 łyżeczki proszku do pieczenia + pół łyżeczki soli + 50 g cukru
do tego 100 g masła, zimnego
i rozcieramy masło
długo i dokładnie trzab rozetrzeć (jak pan w filmiku u góry)
na lekko mokry piasek
do miarki ( ) 250ml najpierw wbijamy dwa jajka, potem dolewamy mleka do 250ml
Robimy placek i wycinamy krążki szklanką.
Gdzieś wyczytałam, że trzeba krążki układać obok siebie, mają się stykać i rosnąć jeden przy drugim.
Nigella pisała, żeby piec w bardzo wysokiej temperaturze i krótko.
Zgadza się 10 – 15 minut w temperaturze 220ºC.
Góra miała być posmarowana resztką mleka z żółtkiem, ale zbyt szybko wlałam wszystko do ciasta i dlatego ominęłam ten krok.
I jak?
Nie jestem obiektywna. Tak się cieszę, że za 4 razem te małpy wyszły, że nie potrafię tego ocenić. Niby zwykłe babeczki, ale takie miękkie, wyrośnięte, cieplutkie, maślane. Zjadłam z borówkowym dżemem, bo nic innego nie było. Na ciepło dobre – gdy nie będzie pieczywa na 100% zrobię nam te babeczki na śniadanie. Na instagramie w komentarzu ktoś z Was napisał o wersji na słono. Też jestem jej bardzo ciekawa.