Raz na pół roku mam ochotę na ucztę z mnóstwem topionego sera. Robię wtedy shoarmę.
Przepis pochodzi z gazetki „Przepisy czytelników” sprzed 4 lat.
Wczoraj tak mi smakowało, że z wrażenia zapomniałam o dodatku w postaci ryżu i zjadłam (ze smakiem!) samo mięso z warzywami.
Odświeżę krok po kroku, bo tamto jest nieczytelne.
Pieczarki ścieram na tarce (nie chce mi się kroić) i podsmażam na łyżce oliwy.
W tym czasie kroję paprykę i cebulę.
Po chwili (gdy pieczarki puszczą wodę) dorzucam do nich paprykę i cebulę. Przykrywam patelnię pokrywką i zostawiam na małym ogniu, niech się dusi.
Na drugiej patelni umieszczam pierś z kurczaka pokrojoną w kostkę.
Oprószam paprykami: słodką i ostrą, curry.
Dolewam łyżkę oleju i wszystko mieszam. Kurczaka podsmażam.
Dwie patelnie są w ruchu. Ja w tym czasie ścieram na tarce ser.
Łączę kurczaka i warzywa. Mieszam wszystko razem.
Dorzucam starty ser. CZekam aż się rozpuści.
Nakładam na talerz, dodaję łyżkę sosu czosnkowego, posypuję szczypiorkiem i jemy.
I jak?
Wybornie. Wiem, że ser w takiej postaci nie jest zbyt zdrowy, ale co ja pocznę – smakuje mi to danie. Tak bardzo mi smakuje, że już po chwili go nie ma, jem aż się uszy trzęsą. Polecam. Raz na pół roku można poucztować.