Na Kaktusowo-Justynowych urodzinach było fajnie.
Zapakowaliśmy rodzinę w auto i pojechaliśmy na domek.
Hawajskie akcenty były łatwo dostrzegalne
A to już wspomniane Kolano (i kolano):
Gdy powiedziano mi, że jedziemy na domek, spodziewałam się drewnianych małych domków, a tu taka niespodzianka.
To nasz „domek”.
Na miejscu okazało się, że nasz pies to demon. Rozkopał grządki, rozkopał trawnik (chodziłam i zasypywałam dziury…), biegał za patykami, ani minuty nie leżał spokojnie (od powrotu leży padnięty i śpi). Warto wspomnieć też o „małej” niespodziance, którą zostawił Gucio na środku pokoju, gdy składaliśmy życzenia jubilatom… Diabeł wcielony
Ale przejdźmy do milszej części, czyli zdjęć z imprezy.
Pokażę kilka
Imprezowo
Za patykiem wskoczyć można nawet do zimnej wody.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła udziału w nocnym marynowaniu karkówki